Pesto z pietruszki, jako pasta do kanapek lub sos do makaronu OK

Pietruszkę przemycam w wielu potrawach, nie wtajemniczeni mogą nawet o tym nie wiedzieć. Ma sporą dawkę witaminy C, a zimą szczegółnie mam na nią zapotrzebowanie. Pesto może być zarówno pastą do kanapek, jak i doskonałym sosem do makaronu, oczywiście po dodaniu kilku łyżek oliwy więcej. Pesto przygotowywaliśmy na zajęciach kulinarnych JCC Kraków i jedliśmy je ze świeżo upieczoną chałką. 



Składniki:

  • 4 pęczki pietruszki
  • pół szklanki pestek dyni
  • pół szklanki pestek słonecznika
  • pół szklanki oliwy z oliwek
  • 50 gram parmezanu
  • 2 ząbki czosnku
  • sok z połowy cytryny
  • sół, pieprz
Przygotowanie:    wszystkie składniki blendujemy na jednolitą masę.









Recenzja książki kucharskiej autorstwa Doroty Dardzińskiej: Synowa kontra teściowa

Dostałam książkę Doroty Dardzińskiej "Synowa kontra teściowa" i zaczęłam powoli przeglądać znajdujące się w niej przepisy. Sama okładka książki powoduje, że mam ochotę na śniadanie: filiżankę czarnej kawy i bułeczkę cynamonową, przy muzyce „Heartbeats”, wykonawca: José González. Dodatkowo do książki dołączony jest biały stojak, który pozwala nam na korzystanie z książki podczas gotowania, bez ryzyka, że kartki będą nam przesuwać się. Jak sam tytuł książki wskazuje, są w niej przepisy na dania gotowane przez synową i teściową, a że przygotowywanie jedzenia i wspólne posiłki przy kuchennym stole i łączą  pokolenia to wszyscy wiemy, czego dowodem jest kolacja wigilijna, na którą wielu ludzi czeka bardzo długo. Wspólne posiłki to też czas kiedy emocje życia codziennego opadają i można wspólnie cieszyć się rodzinną atmosferą i smacznym jedzeniem.

Książka podzielona jest na kategorie:
  • śniadania
  • obiady (przystawki, zupy, ziemniaki i inne dania, mięsa i inne dania, zapiekanki i dana jednogarnkowe, oraz sałatki i surówki)
  • desery
  • podwieczorki
  • kolacje
  • dania dla dzieci
  • Wigilia
  • Wielkanoc


W każdej z tych kategorii  przepisy przygotowane zarówno przez teściową, jak i synową. Długo zastanawiałam się do której z nich wybrałabym się na obiad lub kolację i przyznać muszę, że to naprawdę trudny wybór. Przepisy w książce  są z jednej strony tradycyjne, z drugiej strony na tyle ciekawe, że nie trzeba sięgać do wielu książek, aby ugotować i odtworzyć ulubiony smak z dzieciństwa. Przepisy nie są skomplikowane i bez większych trudności możemy je przygotować, oraz są na tyle oryginalne, że mamy szansę zachwycić swoich gości smakiem i pomysłem serwowanych przez nas dań.

Książka jest wydana przez Publicat, jest w twardej okładce i kosztuje 36,90 zł.
Dorota Dardzińska jest autorką kulinarnego bloga widelceminozem.pl.
Śmiało zachęcam do lektury zarówno bloga, jak i książki.





Krakowski Kazimierz: restauracja MIODOVA

Krakowski Kazimierz -labirynt restauracji, barów, pubów, kawiarni, łatwo się w tym labiryncie zgubić. Nie lubię błądzić, a już na pewno, czując głód. Taki cytat Salvadora Dali jest  jak najbardziej na miejscu: "Można nie jeść w ogóle, ale nie można jeść źle". Dlatego najczęściej szukam nowych adresów, najpierw korzystając z polecenia, później znajdując menu w internecie i czytając opinie gości, wychodzę z założenia, że dobry smak zawsze się obroni...

Aktualnie,  moim numerem jeden na krakowskim Kazimierzu jest nowo otwarta restauracja Miodova na ulicy Szerokiej 3, w której próbowałam menu degustacyjnego inaugurującego sezon na gęsinę. Potrwa on w tej restauracji do 6 grudnia 2014. Świetny pomysł, by  z produktu lokalnego, jakim są gęsi z hodowli zatorskich, zbudować tak ciekawe i różnorodne, wręcz zaskakujące menu.  
Z publikacji restauracji dowiedziałam się, że Miodova powstała z inspiracji wydaną w 1897 roku książką „Ilustrowany Kucharz Krakowski” Marii Gruszeckiej.  Założyciele restauracji postanowili stworzyć na krakowskim Kazimierzu miejsce, w którym przywołane zostaną klasyczne polskie  smaki, takie jak zupa rakowa, barszcz burakowy, gicz cielęca czy miodownik. Zapewniają, że serwowane przez nich dania zaskoczą gości wpływami kuchni austro-węgierskiej, bałkańskiej, żydowskiej, rosyjskiej..

Przejdźmy do jedzenia, jakie miałam okazję tam jeść:


  • salami z gęsiny, oraz gęsina marynowana w wódce i kolendrze
  • smalec z gęsi podany z pieczywem
  • pasztet z foie gras z sosem pomarańczowym
  • consomme z gęsiny z kołdunami 
  • pierogi z gęsiną 
  • żołądki gęsie w sosie pomidorowym
  • udko i pierś gęsie z kaszą gryczaną i kapustą czerwoną







Istne szaleństwo kulinarne - z przyjemnością i jednocześnie zaskoczeniem jadłam każde z tych dań, które przygotowywał Gościom Szef Kuchni Dariusz Janczyk.
Największe wrażenie zrobiły na mnie żołądki gęsie w sosie pomidorowym. Jadłam je po raz pierwszy w życiu i dlatego tez nie spodziewałam się ich smaku (naprawdę pysznego) a przede wszystkim tekstury mięsa. Gdybym nie wiedziała, że są to żołądki, to zapewne skojarzyłabym je z wołowiną: miękkie, wyraziste i delikatne. Żołądki gęsie okazały się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Cena dania jest bardzo przystępna (21 zł), mogę je śmiało polecić każdemu. Consomme z gęsiny (cena 17 zł), również rewelacyjne, bardzo esencjonalne, oraz kołduny zrobione z delikatnego ciasta. Wiem, że w Krakowie pierogi rządzą, nawet w bardzo wyszukanym restauracyjnym menu, ale ponieważ jestem fanką pierogów muszę o nich wspomnieć, dawno nie jadłam tak dobrych pierogów z mięsem. Każdy ozdobiony był skarmelizowaną cebulką, ciasto delikatne, a smak gęsiny wyborny. Do pieczonej gęsi prosto z pieca restauracja serwuje wino świętomarcińskie, które pochodzi z krakowskiej winnicy Srebrna Góra. Winnica nawiązuje tą specjalną edycją tegoż wina do tradycji raczenia się młodym winem w okresie od dnia Św. Marcina do Świąt Bożego Narodzenia. Cena wina w lokalu bardzo zachęca do jego zamówienia (kieliszek w cenie 7 zł, butelka Pinot GRIGIO - 39 zł).
Wbrew trendowi, który zaczął się pojawiać w krakowskich restauracjach, gdzie porcje serwowanych dań są coraz mniejsze, w Miodowej danie główne (udko i pierś gęsia z kaszą gryczaną i kapustą czerwoną) jest naprawdę spore i można dzielić we dwie osoby, szczególnie jeśli wcześniej zamówiło się przystawki.
Kilka słów o lokalu, którego wystrój jest połączeniem nowoczesności z zabytkowym stylem kamienicy - nastrojowe oświetlenie, świeże kwiaty w wazonach, bardzo dobra lokalizacja w centrum Kazimierza, bardzo miła obsługa. Sprawiają, iż jest to miejsce, do którego na pewno wrócę zwłaszcza, że deseru jeszcze tam nie jadłam, a serwowany tam miodownik jest szczególnie polecany jako deserowa wizytówka lokalu. ....
zupa rakowa też kusi...



Gdzie zjeść w Krakowie: Zen Sushi

Jest niedzielne, słoneczne popołudnie w Krakowie, mam zamiar spędzić czas ze znajomymi w nowym miejscu, w restauracji Zen Sushi Bar & Japanese Restaurant przy ul.Św.Tomasza 29. Restaurację tę mijałam wielokrotnie, za każdym razem obiecując sobie, że kiedyś to miejsce odwiedzę. Nadzwyczaj urokliwie, ekskluzywnie i egzotycznie wygląda o zmroku, późnym wieczorem, wtedy najmocniej aranżacja głównego stołu/baru w lokalu, oraz jego oświetlenie przykuwa przez duże okno uwagę przechodniów przechodzących ulicą. Za specjalnym barem sushi-master przygotowuje sushi, następnie nakłada je na drewniane łódki, które podpływają do gości zachęcając swym wyglądem do jedzenia, każdy może po nie sięgać i częstować się. Jeśli ktoś potrzebuje większej prywatności lub przestrzeni do swobodnej rozmowy, to może skorzystać ze specjalnych pokoi, gdzie siedzi się tradycyjnie po japońsku na podłodze. Na ścianach wiszą prace zaprzyjaźnionych artystów, co pewien czas zmieniają się, w lokalu jest mnóstwo elementów dekoracyjnych, które nadają charakterystyczny klimat  temu miejscu.






Kulinarną azjatycką podróż czas zacząć...

Zaproszenie, które otrzymałam przyjemnie mnie zaskoczyło, nie była to tylko degustacja jedzenia, ale jednocześnie i warsztaty - każdy uczestnik spotkania własnoręcznie przygotował sushi. Było wesoło, pojawił się też element zabawnej "niezręczności", bo przecież nie każdy robi sushi na co dzień, a nie jest to łatwe zadanie - ryż klei się do rąk, i kiedy nie wiadomo jak wybrnąć z opresji, siedzący obok  już z dumą degustuje swoje dzieło :)

Zaczęliśmy "ręczne robótki" od przygotowania nigiri, czyli ryżu zaprawionego octem ryżowym, solą i cukrem, owiniętego plastrem świeżego łososia. Wielką przyjemnością była degustacja wina śliwkowego z kruszonym lodem. Prowadzącym warsztaty był bardzo sympatyczny sushi-master Przemek, który w sposób bardzo zajmujący wprowadził nas w savoir-vivre, czyli jak zachowywać się w sushi barze, aby nie uchodzić za całkowitego ignoranta, a ponadto nie złamać podstawowych zasad, będących swoistym abecadłem, do którego Japończycy przywiązują bardzo poważną wagę. Zaciekawił mnie fakt, że nigiri moczymy w sosie sojowym od strony ryby, a nie od strony ryżu, z uwagi, jak się okazuje z prostej i logicznej przyczyny, że ryż bardzo wciąga smak sosu sojowego, powodując zdominowanie jego intensywnym smakiem aromatu i smaku użytych dodatków, które przecież stanowią kryterium wyboru sushi przy składaniu zamówienia. Następnie przyszedł czas na przygotowanie maki, nadziewanego wg uznania: marynowaną rzodkwią, bakłażanem, paskami tykwy, świeżym ogórkiem, awokado i surowym pstrągiem. Kolejny rodzaj sushi, które przygotowaliśmy to temaki, czyli szparag w tempurze zawinięty w rożku z nori - nie ukrywam, że najmniej przypadł mi do gustu z uwagi na obfitość nori i jego suchość.







Na koniec spotkania przypłynęły do nas inspirowane krajem kwitnącej wiśni desery przygotowane przez cukiernię U Lala Cafe . Prezentowały się pięknie, co widać na zdjęciu: czekoladowy muffin z zielonym kremem budyniowym (podobno o smaku zielonej herbaty - niestety ja nie poczułam tego smaku), sakiewka z ciasta filo nadziewana owocami i miętą, oraz kruche ciastko z solonym karmelem. Ciastka były ładne, najsmaczniejsza była sakiewka z owocami, polecam.







Druga część spotkania była dla mnie nowym doświadczeniem, i zrobiła na mnie spore wrażenie. Wyjątkowo w tym dniu nie byłam kierowcą i mogłam wejść w klimat degustacji sake, którą poprowadził Radek Kimszal, przedstawiciel firmy Gekkeikan Sake.

W sposób bardzo ciekawy opowiadał o konsumpcji sake na ciepło i na zimno, o tym, że sake również leżakuje w dębowych beczkach, że jej kolor zależy w dużym stopniu od użytego do produkcji sake polerowanego ryżu. Najlepsze i najdroższe sake, to takie do którego produkcji użyto ryżu, polerowanego tak, że usunięto co najmniej 50% zewnętrznej części ziarna.

Jako oczywisty ignorant w tej kategorii, degustowałam sześć różnych odmian i rodzajów sake i powiem krótko: kieliszka wina za kieliszek sake nie oddam, ale sake ma w sobie to coś, co może niejednego zachwycić i nie dziwię się, że koneserów tego trunku nie brakuje. Moje dotychczasowe skojarzenie z sake było takie, że jest alkoholem wysokoprocentowym, a okazało się, że zawiera ono od 14 do 20 % alkoholu. Z uwagi na cenę z sake nie zaprzyjaźnię się w trwały sposób, ale powiem krótko: mnie smakowało, ale wiem, że nie wszystkim.

Degustowaliśmy:

  • tradycyjne sake na zimno i na ciepło
  • sake leżakowane w dębowych beczkach
  • sake z przewagą polerowanego ryżu
  • sake Nigori - niefiltrowane (o barwie mlecznej)
  • musujące sake Zipang
  • sake Horin - sake to zdobyło Wielki Złoty Medal w latach 2006-2010 Monde Selection (czyli medal dla najlepszego sake na świecie). Tytuł tytułem a... ku mojemu zdziwieniu jest ono zamykane na kapsel (co kraj to obyczaj :D). 


Bardzo dziękuję Organizatorom warsztatów za cudowne spotkanie, miłą atmosferę, egzotyczny klimat miejsca i smaku potraw, za nowe doświadczenie i wiedzę, którą zdobyłam podczas prezentacji sake, jak i wiedzę dot. obyczajów panujących w Japonii podczas spożywania sushi. Dodatkowo chcę jeszcze napisać kilka słów o materiałach/poradnikach, które otrzymaliśmy na koniec warsztatów przygotowanych przez Zen:  jest w nich sporo wartościowych i interesujących informacji, które dopiero zagłębiałam w domowym zaciszu, a otrzymany komiks pokazuje jak zachować się w sushi barze krok po kroku.





Miło było poczuć się, jak w filmie "Między słowami".







TAO - restauracja azjatycka w Krakowie

Tydzień temu, wraz z innymi blogerami, uczestniczyliśmy w spotkaniu, na którym po raz pierwszy zetknęliśmy się z japońskim stylem gotowania – Teppanyaki. Polega on ogólnie rzecz ujmując na grillowaniu przeróżnych składników na specjalnej płycie teppan. 

Mistrz Teppanyaki Allan Zarandin na oczach gości przygotowywał szereg potraw, podkręcając co chwilę atrakcyjność swojego pokazu poprzez podrzucanie, wywijanie, żonglerkę nożami, których używał podczas gotowania, z niesłychaną wprawą i bardzo efektownie – możecie zobaczyć to  TUTAJ.




W restauracji TAO byłam po raz pierwszy, ale od razu ujęła mnie swoim wystrojem i zachwyciła estetyką ogrodu. Dominują w niej kolory zielony i biały,  dekoracje o charakterze azjatyckim są używane w sposób stonowany i ze smakiem. Jak wspomniałam,  zaskoczył nas i zachwycił piękny ogródek restauracji, zdjęcia na pewno nie oddadzą przyjaznej  przestrzeni i bogatej roślinności, z którą można  się tam zetknąć. Ogródek TAO, to idealne miejsce na odpoczynek i spotkanie z przyjaciółmi.




Po przywitaniu i krótkim wprowadzeniu w istotę filozofii kulinarnej restauracji, oraz zasad przygotowywania dań, rozpoczęła się prezentacja, a mówiąc dosłownie, wręcz widowisko kulinarne, oraz co oczywiste degustacja przyrządzanych potraw.


Na początek otrzymaliśmy następujące przystawki:

Pierożki shumai (w bambusowym parowniczku)
-Wegetariańskie- ze szpinakiem, tofu imbirem i papryką
-Krewetkowe - z imbirem i czosnkiem
-Mięsne (kurczak) -z imbirem i czosnkiem

Do shumai podaje się sos skomponowany z sosu sojowego, octu ryżowego, wina mirin, imbiru i oleju sezamowego.

Pierożki gyoza
-Wegetariańskie - z kapustą, marchewką, cebula, shitake, dymka
-Krewetkowe - z kapustą, dymką i marchewką
-Mięsne (wieprzowe) - z marchewką, cebulą, kapustą i dymką




Danie główne było niejedno, było ich wiele, i wszystkie z nich to dania z teppanyaki:

Chrupiące warzywa  teppanyaki 

Grzyby enoki, baby kukurydza, pieczarki, seler naciowy, biała cebula,kiełki mung, grzyby shitake i pędy bambusa w białym winie i maśle czosnkowym (japanese ice cream:))

Rewelacja! zgodnie z obietnicą jaką dawała sama nazwa potrawy, warzywa miały idealną konsystencję, były chrupiące (absolutnie nie surowe), podane z przepysznym sosem.

Japoński smażony ryż

Najwyższej jakości ryż japoński (taki sam, jakiego używa się do sushi) z drobno pokrojonymi warzywami: papryką, marchewką, białą cebulą, dymką i prażonym czosnkiem. Doprawiony olejem sezamowym, masłem czosnkowym i sosem sojowym. Konsytencja ryżu pozwalała na łatwe korzystanie z pałeczek (nawet dla niewprawnych), smak i aromat były wyborne. 

Łosoś teppanyaki 

Świeży łosoś norweski smażony w białym winie i sosie imbirowym, podany z domowym sosem sweet chilli z kolendrą i musztardą dijon. Łosoś delikatny w smaku, przyprawy i sos nie zdominowały smaku łososia, podkreśliły jego charakter nadając nieco innego wyrazu niż znamy to z kuchni europejskiej, moim zdaniem ciekawszego.

Kalmary teppanyaki

Krążki kalmarowe smażone w ryżowym winie i maśle cytrynowym, podawane z prażonym czosnkiem i sosem sweet chilli z musztardą dijon i kolendrą. Tak przyrządzonych kalmarów jeszcze nie jedliśmy, do tej pory jedliśmy je na sposób śródziemnorski (z oliwą, czosnkiem, zieloną pietruszką i cytryną...). Kalmary przygotowane przez Allana były miękkie, o smaku słodko-pikantnym. Wywołały największe poruszenie wśród zebranych gości, wszyscy na nie czekali, i warto było.





Kurczak teppanyaki

Soczyste udka z kurczaka smażone z białym winem i sosem jabłkowo-cebulowym, podawane z domowym sosem imbirowym z tofu. Ku mojemu zaskoczeniu kurczak, za którym nie przepadam zaskoczył mnie pozytywnie. Smak kurczaka  dzięki sosom i przyprawom był wyrazisty i lekko pikantny. Kawałki mięsa, mimo, że było to ostanie danie główne i prawdziwie głodnych wśród nas nie już dawno było, został zjedzony do ostatniego kawałka.


Banan Teppanyaki

Banan panierowany w Panko (japońska panierka przypominająca płatki) flambirowany w brandy podany z domowymi lodami sezamowymi. Wśród palety serwowanych dań deser mimo, że był  smaczny, głównie za sprawą domowych lodów sezamowych, to najmniej mi przypadł do gustu. Bardzo możliwe, że powodem była ilość i feeria smaków poprzedzających je dań, a głód już dawno zaspokojony :)

Warto też wspomnieć o winach, które serwowane były podczas degustacji: były to wina chilisjkie  Oveja Negra, niestety byłam kierowcą, ale wg zapewnień moich sąsiadów czerwone wino Oveja Negra bardzo przypadło im do gustu. Było lekko pikantne, wyraziste a jednocześnie na swój sposób lekkie.

Wieczór spędzony w Tao w doborowym towarzystwie, w większości z osobami wcześniej już poznanymi sprzyjał zajmującej rozmowie i wspólnemu zachwycaniu się smakiem jedzonych potraw. Od dawna planuję wyjazd na własną rękę do Tajlandii, więc wieczór z pałeczkami w ręku był dla mnie doskonałym wstępem przed podróżą kulinarną do Azji.

dziękujemy za smaczne przyjęcie, po japońsku: ありがとう






Zapiekanka z kaszy jaglanej, szpinaku, suszonych pomidorów i parmezanu



Składniki:

  • 250 gram kaszy jaglanej
  • opakowanie świeżego szpinaku
  • 50 gram utartego parmezanu
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżka masła
  • przyprawa garam masala, sól, pieprz  
  • pół pęczka koperku
  • 8 kawałków suszonych pomidorów
  • 3 jajka



Przygotowanie:


  • kaszę jaglaną prażymy przez minutę na gorącej dużej patelni, co pewien czas wstrząsając patelnią, aby cała kasza była uprażona
  • kaszę przenosimy do garnka, zalewamy niewielką ilością wrzątku, mieszamy, odcedzamy
  • przepłukaną i odcedzoną kaszę zalewamy wrzątkiem, dodajemy 2 łyżeczki przyprawy garam masala, solimy, gotujemy tak, aby cała kasza była zalana wodą, gotujemy, aż kasza nie będzie twarda, odcedzamy
  • na łyżce masła  smażymy przez chwilę pokrojony drobno czosnek, dodajemy szpinak i razem przez chwilę dusimy razem
  • kroimy na kawałki pomidory, siekamy koperek - łączymy kaszę, koperek, pomidory, szpinak z czosnkiem, utarty parmezan. 
  • mikserem ubijamy jajka, które dodajemy do suchych składników, mieszamy, doprawiamy solą, pieprzem i garam masala do smaku.
  • na formę wyłożoną papierem do pieczenia wylewamy masę, pieczemy w temperaturze 170 stopni przez 20 minut, następnie przez kolejne 20 minut w temperaturze 200 stopni.
  • po upieczeniu wyjmujemy zapiekankę z piekarnika, która przed podaniem powinna "odpocząć " przez ok. 10 minut.
  • zapiekanka jest smaczna zarówno na ciepło, jak i na zimno.












Spacer po Barcelonie

!Hola  Barcelona!

Na wakacje  czekamy, tęsknimy za wolnością, przygodą i czymś co odmieni nasze życie, chociażby przez dwa tygodnie urlopu. 

Barcelona - to kwintesencja hiszpańskiego klimatu, kultury, architektury... Mieszkańcy Barcelony na pewno nie zgodzą się z tą tezą, bo dla nich Barcelona to przede wszystkim stolica Katalonii - pod wieloma względami niezależnej od Hiszpanii. Tutaj FC Barcelona rządzi, a zmagania reprezentacji nie mają najmniejszego znaczenia. Corocznie miliony turystów przyjeżdżają, aby podziwiać miasto Antonio Gaudi'ego. 

Barcelona, to nie miasto, do którego należałoby przyjechać w ramach objazdowej wycieczki. Tłum wysiadającej 40-osobowej grupy idący za przewodnikiem, kosmiczne tempo, krótki czas wolny,zbyt krótki nawet na szybkie wypicie kawy, to nie dla mnie sposób na poznane tego miasta. Warto skorzystać z propozycji tanich lini lotniczych i  z portali zajmujących się pośrednictwem w wynajmie mieszkań - to idealne rozwiązanie. Wynajęcie nawet bardzo małego mieszkania pozwala teleportować codzienność w niecodzienność
Zaczynając dzień od porannych zakupów pieczywa w pobliskiej piekarni, gdzie wybór pieczywa jest naprawdę spory, a słodki zapach ciast owocowych i zapach chlebowej świeżości czy w końcu smak chleba z oliwkami długo pozostanie w naszej pamięci. Lubię moment tzw. budzenia się do życia miasta, gdy właściciele posesji spłukują wodą swoje obejścia, restauratorzy rozkładają krzesła i stoliki, by za chwilę pierwsi goście idący z porannych zakupów lub ze spaceru z psem, z gazetą w ręce mogli wpaść na pierwszą kawę, wystawiając twarz na ciepło porannego słońca. Tak  zaczynać dzień to prawdziwa przyjemność i wielka radość. Rozłożona mapa Barcelony i planowanie co zobaczyć dzisiaj, może Kościół Sagrada Familia, może park Guell?  Jak wspomniałam, Barcelona, to przede wszystkimmiasto Gaudiego. Obowiązkowo trzeba zobaczyć przynajmniej najważniejsze obiekty jego autorstwa: przepiękną i tajemniczą Sagrada Familia, kamienice Casa Mila i Casa Batllo, oraz oryginalny park Guell. Wszystkie  one zaskakują kolorystyką, finezją połączeń form, wizjonerstwem inżynieriiKoniecznie trzeba usiąść na długiej ławce w Parku Guell i zobaczyć panoramę miasta ze wzgórza MontujucWidzimy, jak Mistrz obserwując naturę wkomponował ją w poszczególne elementy architektury, tworzył kolorowe puzzle i magicznie wykorzystał wpadające do biektów światło, by jeszcze bardziej wzmocnić efekt geniuszu swojej wizji, jej wielkość i odważne szaleństwo. 
Nie zapominajmy, że z Barceloną związany był Pablo Picasso- w centrum Barcelony możemy w jego muzeum zobaczyć pierwsze obrazy, jakie namalował. Jeśli mamy w planie wizyty w kilku muzeach polecam zakup tzw. ART-ticket'a pozwalającego na wejście do kilku miejsc za rozsądne pieniądze. Poruszanie się po Barcelonie to wielka przyjemność,  z rana warto wybrać się spacerem nawet w odległe miejsca, upał jeszcze nie doskwiera i można zobaczyć mieszkańców Barcelony budzących się dożycia, dzieci idące do szkoły, wiele uroczych miejsc, do których na pewno wrócicie w dalszym zwiedzaniu Barcelony,a dokąd objazdowa wycieczka was nie zaprowadzi. Metro to idealny sposób na  szybkie przemieszczanie się po mieście, można w upalny dzień na chwilę pobyć w chłodzie i posłuchać komunikatu "próxima estación - Barcelonetta", nieodłącznie kojarzące się z piosenką Manu Chao ("Proxima estacion esperanza").
W Barcelonie czas płynie inaczej, wolniej, w Barcelonie ludzie uśmiechają się naturalnie a słońca nie brakuje.  

Polecam tutaj  kilka kulinarnych miejsc, które poznałam i lubię. 

Wszystkie przewodniki i poradniki odradzają korzystanie z usług restauracji znajdujących się na najbardziej znanej, popularnej ulicy Barcelony, czyli La Rambla. Kelnerzy zaczepiają przechodniów i zachęcają do skorzystania z ich oferty. Najlepiej zapuścić się w boczne uliczki, gdzie można znaleźć małe lokale, w których jedzą  lokalni mieszkańcy, gdzie można zjeść smaczny obiad za nieduże pieniądze (z tym że na pewno nie na "wykrochmalonym obrusie"). W takich barach wybór nie jest wielki, często na tablicy wisi "menú del día", oraz 2-3 dania do wyboru - ale za to obiad będzie smakował naprawdę domowo, koniecznie w towarzystwie  wina z lokalnych winnic. 

Warto zaplanować wyjazd do Barcelony w czasie świąt obchodzonych przez jej mieszkańców-Barcelończycy potrafią się bawić, jak mało kto. Hucznie obchodzone święta poszczególnych dzielnic Barcelony- one pretekstem do zabawy do białego rana, często przez kilka dni z rzędu. Najpiękniej wygląda przy takiej okazji dzielnica Gracia, gdzie w drugiej połowie sierpnia wszystkie ulice  przystrojone przez jej mieszkańców w kolorowe serpentyny, kwiaty, balony i inne ozdoby nadające jej niezwykły klimat. Wpiszcie w google dwa słowa: "fiesta" i "gracia", a zobaczysz zdjęcia jednoznacznie kojarzące się z karnawałem.

Dobre jedzenie, wino, muzyka i zabawa, muzea, wystawy, oraz plażowanie na miejskiej plaży (wyjątkowo przestronnej i czystej), wieczorne spacery po porcie, unoszący się zapach grillowanych ryb i kalmarów sprawią, że pokochacie Barcelonę i będziecie tam zawsze z radością wracać.












Hummus - przystawka z Bliskiego Wschodu

Od wielu miesięcy jest to najczęściej przygotowywany "fast food" w naszym domu. Każdy członek rodziny jest w stanie w ciągu 10 minut przygotować hummus, który podajemy z grillowaną tortillą lub rukolą, polany dodatkową złocistą oliwą - pyyycha!
Wszystkie składniki dodane podczas jego przygotowania są ważne, najistotniejsza jest chyba jednak bardzo aromatyczna przyprawa kmin rzymski, zwana kuminem.

Składniki:
  • puszka ciecierzycy
  • 2 łyżki sezamu
  • 3 łyżki oliwy
  • łyżeczka kminu
  • sól, pieprz, szczypta papryki wędzonej
  • 1 łyżeczki soku z cytryny
  • ząbek czosnku

Sposób przygotowywania:
  • odcedzamy na sicie ciecierzycę, odciek zostawiamy
  • w pojemniku blendera miksujemy sezam, sok z cytryny, kumin, 2-3 łyżki wody z cieciorki, oliwę, czosnek.
  • dodajemy cieciorkę, przyprawiamy, blendujemy na jednolitą masę
  • można polać oliwą i posypać natką pietruszki, pieprzem i papryką wędzoną.






Restauracja na krakowskim Kazimierzu - "Duży Pokój"

Niedzielne popołudnie w knajpce na dobrym obiedzie w doborowym towarzystwie w stolicy kulinarnej Polski, czyli na Kazimierzu w Krakowie -to moje tzw."must be" przynajmniej raz w miesiącu.
Uwielbiam Kraków - to najsmaczniejsze miasto w Polsce, chociaż nie urodziłam się tutaj i też nie mieszkam w Krakowie, ale to miejsce kojarzy mi się z przyjemnością, relaksem, wolnością i  dobrym smakiem, i dlatego jestem tu często. Próbując obserwować toczące się życie w Krakowie oczami turysty i dostrzegać zmiany jakie zachodzą oczami mieszkańca Krakowa, to wiem, że jest nie lada dylemat, by odpowiedzieć sobie na trudne pytanie: gdzie zjeść w Krakowie? 
Wiadome jest co warto zobaczyć w Krakowie, ale gdzie i co zjeść? Zwłaszcza, jeśli ktoś jest tylko jeden raz w Krakowie i nie wiadomo kiedy tutaj w wróci. Przewodniki kierunkują turystę i dlatego zawsze w tych samych miejscach słychać język angielski, ale gdzie smacznie zjeść i spróbować posmakować coś innego niż do tej pory?

W ostatnią niedzielę byłam na obiedzie w restauracji  "Duży Pokój" w Krakowie, na Kazimierzu, na ulicy Izaaka 3. Lokal jest w stylu, który lubię: jest jasny, przestrzenny, z umiarkowaną ilością bibelotów, na stoliku są świeże kwiaty, oraz jest sporo okien, co dla mnie ma znaczenie. 

Z uwagi na upał skorzystaliśmy z okazji i chłodziliśmy się wewnątrz lokalu, restauracja ma też ogródek, gdzie można obserwować przechodzących ludzi: miejsce jest jednocześnie w sercu Kazimierza (przy Placu Nowym), a jednocześnie lekko na uboczu, bo kilka metrów od niego.

Byłam w "Dużym Pokoju" z moim mężem, przy składaniu zamówienia kierowaliśmy się starą zasadą, że zamawiamy to co Szef kuchni Marek Kucharczyk poleca. Zamówiliśmy więc na przystawkę :
  • MAŁŻE ZAPIEKANE POD MUSEM CZOSNKOWO-KOPERKOWYM - muszę przyznać, że małże były rewelacyjne, tak przygotowane są w pierwszej trójce małży, które jadłam w życiu. Sama forma bardzo mnie urzekła, na talerzu posypanym solą morską są ułożone małże  w kształcie koła. Małże były bardzo delikatne, smak musu na małżach był tak subtelny, że eksponował smak małży, absolutnie ich nie dominując. Zastanawiałam się w trakcie jedzenia, jak je kucharz przyrządził i nie znalazłam odpowiedzi. Smak miały śmietankowo-serowy wg mnie  były przepyszne.


  • ZUPA RYBNA A LA BOUILLABAISSE - zupa gęsta od szlachetnych składników: ryb i owoców morza. Dla mnie idealna, dla mojego męża trochę za mało pikantna. Lubię w restauracji zamawiać potrawy, których sama sobie nie przyrządzę z dwóch względów, często z racji małej dostępności drogich składników lub z racji pracochłonności przygotowania dania. Na zupę rybną wolę wybrać się do restauracji.
Czas na danie główne, o ile moja przystawka była bardzo lekka, to zupa rybna była sycąca. Jedno z nas zamówiło faszerowanego kalmara, a drugie coś dla odmiany mięsnego, a mianowicie:
  • POLĘDWICA WOŁOWA PRZEKŁADANA KARCZOCHAMI W SOSIE ŚMIETANOWO-ŻUBRÓWKOWYM - to danie wbrew pozorom zamówiła kobieta :) Kelnerka zapytała mnie, jaki stopień wysmażenia mięsa preferuję i dlatego też byłam zaskoczona, że mięso było podane dosłownie w sosie, a nie obok sosu, czy też nim polane. Było podsmażone i lekko uduszone, karczochy nadały lekko kwaskowy polędwicy i co mnie bardzo ucieszyło, to fakt, że karczochów, które bardzo lubię było naprawdę sporo. Mięso było podane na chrupiących, delikatnie ugotowanych warzywach. Porcja na talerzu dosyć spora, myślę, że każdy facet byłby zadowolony jeśli chodzi o smak mięsa i sosu i na pewno nie byłby głodny.
  • KALMARY FASZEROWANE DZIKIM RYŻEM I SUSZONYMI POMIDORAMI - danie zaskakujące na pierwszy rzut oka, ale tylko pierwsze wrażenie jest takie, bo wiadomo, że kalmar to tuba, a jak ma być nadziewany, to na pewno będzie to całkiem spora porcja. Nie ma na talerzu oliwy i masła z jakim kojarzą się nam przysmażone krążki kalmara. Sos pomidorowy jest delikatny, a nadzienie z czarnego ryżu i suszonych pomidorów przekonuje nas, że jest to potrawa, która wygląda i smakuje dietetycznie. Mój mąż twierdzi, że idealnie byłoby, aby była jeszcze inna potrawa z kalmarem, np. kalmar nadziewany kaszanką! Nie przekonał mnie do swojej wersji, wolę wersję kalmara serwowaną przez restaurację - wrzuciłabym jednak faszerowanego kalmara dosłownie na chwilę na grillową patelnię i na oliwie z lekka przyrumieniła.



Zarejestrowałam od razu, jak sprawna jest ekipa kucharska, nie czekaliśmy długo na podawane dania, a wnętrze lokalu nam podobało się i w między czasie wzrokiem ogarnialiśmy różne elementy dekoracji sali. Spodobało mi się rozwiązanie oświetlenia nad stołami, przy najbliższym remoncie postaram się  je wykorzystać. Sala była pełna ludzi, warto zrobić sobie wcześnie rezerwację.  Klientela była bardzo różnorodna: przyjaciele z Polski i Francji, rodzina, chłopak z dziewczyną, a na zewnątrz wszystkie stoliki były zajęte... Może to za sprawą lawendy na parapetach w oknie, może za sprawą języka francuskiego, który słyszałam z sąsiedniego stolika, może też białe ściany i przestronność lokalu, a zarazem też śródziemnomorskie menu sprawiło, że poczułam się przez chwilę, jak w Prowansji, czyli na wakacjach.








Tort węgierski, bardzo czekoladowy

Tort węgierski jest najbardziej lubianym przeze mnie tortem, na pewno z uwagi na smak, trochę też z uwagi na sentyment, gdyż był podawany na ważnych rodzinnych spotkaniach  np. weselach :)
Ciasto polecam amatorom czekolady i bakalii, zwłaszcza śliwek i wiśni, których w cieście nie brakuje, w cieście tym również nie brakuje alkoholu, więc warto rozważyć jazdę samochodem po zjedzeniu dwóch kawałków ciasta :)
Ciasto najlepiej przygotować dzień wcześniej przed podaniem.


Składniki na biszkopt czekoladowy:
  • 7 jajek
  • 1 szklanka drobnego cukru
  • pół szklanki mąki pszennej
  • pół szklanki kakao gorzkiego
  • 1/3 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 50 g czekolady gorzkiej startej na tarce o drobnych oczkach
Białka oddzielamy od żółtek. Białka ubijamy na sztywno, pod koniec ubijania dodajemy stopniowo cukier, ubijamy. Dodajemy żółtka i dalej ubijamy. Mąkę mieszamy z kakao, czekoladą, dodajemy do masy jajecznej, mieszamy delikatnie, by masa nie opadła. Z gotowego ciasta biszkoptowego pieczemy 3 osobne krążki (tortownica o średnicy 20 cm, wyłożona papierem do pieczenia). Każdy pieczemy przez około 15 minut w temperaturze 190ºC (sprawdzamy wykałaczką, czy ciasto jest upieczone. Studzimy.


Krem:
  • 3 czekolady mleczne
  • 300 ml śmietany kremówki 30 %
  • 100 gram suszonej śliwki kalifornijskiej, pokrojonej na małe kawałki
  • 100 gram wiśni z konfitury
  • 100 gram płatków migdałowych i orzechów włoskich pokrojonych drobno
  • 1/2 szklanki alkoholu np. wódki, wiśniówki...

Wykonanie:

  • Zalewamy na noc alkoholem śliwki, bakalie, odsączone wiśnie. Na drugi dzień odcedzamy bakalie i owoce. Odciekiem równomiernie nasączamy trzy krążki biszkoptu.
  • W małym garnuszku delikatnie podgrzewamy połamane na kawałki trzy tabliczki czekolady (ja robię to w mikrofalówce), lekko studzimy tak, aby czekolada była nadal płynna
  • Ubijamy śmietankę, do ubitej śmietanki dodajemy stopniowo płynną czekoladę cały czas miksując, aby otrzymać jednolitą masę
  • Do 2/3 masy czekoladowej dodajemy bakalie i delikatnie mieszamy, aby rozprowadzić bakalie w całej jej objętości. 
  • Dwa  blaty  smarujemy masą czekoladową i kładziemy je "jeden na drugim". Trzeci blat smarujemy pozostałą masa czekoladową i dekorujemy wg uznania. Możemy dodatkowo ciasto udekorować polewą czekoladową, przepis jest tutaj , oraz wiśniami z konfitury.






Degustacja win w GARAŻ Food & Wine w Krakowie

Zaprosznie na degustację win Clementa Klura z Alzacji otrzymałam wraz z menu, które bardzo mnie zaintrygowało, a to za sprawą smażonych świńskich uszy podanych z sałatką z bobu, zielonych szparagów, oraz ze sporą ilością koperku, podanych jako pierwsze danie. Nigdy wcześniej ich nie jadłam, wiec smak ich pozytywnie mnie zaskoczył, bardzo podobne do boczku smażonego na głębokim tłuszczu. O winach opowiadał nam z pasją gospodarz lokalu Pan Mariusz Bereta, podreślając walory serwowanych win, ich smak, barwę, zapach. Dania była pomysłem Leny Wrublewskiej, która również je przygotowywała. Na tyle mnie Jej kuchnia zaintrygowala, że po powrocie do domu prześledziłam  fanpage Garaż Food&Wine na FB, gdzie znalazłam sporo oryginalnych w smaku zup serwowanych w restauracji w powszedni dzień w porze obiadowej. Do sałatki na dobry początek serwowane było musujące wino Crémant d’Alsace.
Drugim daniem były idealnie przysmażone przegrzebki  (delikatne, nie gumowate), połączone z truskawkowo-miętową  salsą, oraz winem Voyou de Katz Clement Klur 2013. 
Następne danie to spora porcja wątróbki jagnięcej z melasą z morwy w asyście Pinot Noir Clement Klur 2012. Przygotowanie wątróbki wydaje się proste, lecz rzadko jest miękka i soczysta, ta była wyśmienita. Poprzez dodanie chilli i czerwonej cebuli wątróbka bardzo mi smakowała, smak potrawy był dla mnie kompletny, nic bym w nim nie zmieniła.
Moje serce podbił jednak deser: parfait z mastyksem, truskawkami i płatkami róży. Mastyks, to żywica drzewa pistacjowego, której charakterystyczny smak przyczynił się do wyjątkowego smaku deseru. Lody własnej roboty były podane z winem Gentil de Katz Clement Klur.  Z wszystkich win, które miałam okazję degustować najbardziej przypadło mi ostatnie wino, które bardzo dobrze komponowało się ze zmrożonym deserem, płatkami róży. Nie byłam odosobniona w tej opinii, moi towarzysze głośno zachwycali się aromatem i smakiem parfait.

Dodam kilka słów o lokalu, bo uważam, że warto wspomnieć o jego aranżacji: proste i wysokie metalowe półki wypełnione skrzynkami z winem i butelkami wina, centralnie ustawiony kontuar, na którym stoją zioła, ciekawie ustawione szkło i kwiaty. Prostota i minimalizm wyposażenia i dekoracji  jest atutem tego lokalu - jest to lokal, do którego z przyjemnością można wybrać się z przyjaciółmi na nie jeden kieliszek wina.






 




Wydruk

Print Friendly and PDF

Kraków - blog kulinarny