Orange kitchen - Menu for a Date

Dzień Chłopaka -  postanowiłam, że kuchnia w tym dniu będzie koloru pomarańczowego.
Na  pierwsze danie ugotowałam zupę - krem z dyni, z wyczuwalnym smakiem papryczek chilli.
Na drugie danie podałam małą tartę z koprem włoskim, kurkami, zieloną pietruszką i trzema serami: camembert, mozzarella i ser pleśniowy Lazur.
Na deser czekało na nas ciasto marchewkowe i ogromną ilością imbiru, kardamonu, cynamonu, goździków, ozdobione polewą cynamonową i kandyzowanymi nitkami ze skórki pomarańczy, oraz gałką lodów bakaliowych.
Mogliśmy pić sok marchewkowy, ale wybraliśmy białe schłodzone wino :)

Mam pytanie, jaka jest Twoja propozycja menu na randkę?
I have a question, what is your proposed menu for a date?


kobieta i mężczyzna w wersji kulinarnej :)
woman and man in the culinary version :)


zupa  krem z dyni

mini tarty serowe z kurkami

ciasto marchewkowe z pomarańczami i gałką lodów bakaliowych

Lower Dens - "Nootropics"



Lower Dens – „Nootropics”
Ribbon Music, 2012
Pani Jana Hunter... 100% Amerykanka – urodzona w Texasie, obecnie związana z Baltimore, zaczęła jako songwriterka pisząca i śpiewająca absolutnie amerykańsko brzmiące folkowe piosenki. Zaczęła na wysokiej półce – swój pierwszy kontrakt podpisała z firmą należącą do szalonego Devendry Banharta oraz Andy Cabica z Vetiver. A zatem, w absolutnie folkowym (jak niektórzy wolą nazywać freak-folkowym) środowisku. Pierwsze wydawnictwo dzieliła z Devendrą i był to wyjątkowo udany split-album. Drugi całkowicie samodzielny i autorski nagrała nieco później. Wciąż akustyczne pieśni amerykańskiego południa. Lekko matowy głos, chłopięcy wygląd, zero kompromisu artystycznego. Świetna rzecz.
I zmiana. Pani Hunter zapragnęła najwyraźniej czegoś innego, kobieta zmienną jest J.Wraz z 4 muzykami z Baltimore założyła zespół jak najbardziej elektryczny i bynajmniej nie folkowy.
Nie napiszę nic o pierwszej płycie, nie słyszałem jej (fajnie, bo jest coś do nadrobienia). Napiszę natomiast parę słów o “Nootropics”. BO TA PŁYTA POWALIŁA MNIE NA KOLANA. Że piosenki piękne i inne niż reszta produkcji w 2012 roku to oczywistość. Ale głos Jany i klimat tej muzyki – to jest petarda - w niesamowicie magiczny sposób przeniosły mnie w inną epokę. Już pierwsza “Alphabet song” jest genialną reinkarnacją najlepszych doznań z jednej z moich ulubionych płyt lat 80-ych (88) – “Peepshow” Siouxie and the Banshees. Nie uwierzylibyście jak bardzo trafioną. A dalej jest jeszcze lepiej. Ten sam lekko gotycki klimat, i głos Jany do złudzenia przypominający barwę Siouxie. Nie słyszałem tego wcześniej w folkowej oprawie. Brylant został odpowiednio oszlifowany i teraz dopiero błyszczy. Cała płyta jest fascynująco spójna. Muzyka płynie, wnika w duszę i serce. Z ostatnim dźwiękiem się nie kończy, bo słuchacz trwa zahipnotyzowany i przycisk PLAY zostaje wciśnięty ponownie, właściwie bezwiednie. Słuchając ostatnio, w plenerze, pomyślałem sobie że ta płyta ma niesamowity potencjał nastroju, a nawet wyrafinowanego romantyzmu. Spokojnie możecie tym albumem stworzyć piękne i niebanalne tło dla kolacji przy świecach... Zamiast jakiegoś oczywistego pościelowego knota... Jeśli macie oczywiście w poważaniu smak (tak, ten kulinarny też) swój oraz osoby, którą na tę kolację zaprosicie. Ja absolutnie polecam jako eksperyment, który może przynieść niespodziewane efekty. A po kolacji ta muzyka brzmi równie dobrze ;)
A Pani JH z serca dziękuję za genialną płytę. I te reminiscencje, które powodują u mnie tak miłe skojarzenia młodości.


LOOK AND LISTEN:



The Tallest Man On Earth - There's No Leaving Now


Tallest Man On Earth – There’s No Leaving Now
2012, Dead Oceans


Najśmieszniejsze, że w 2011 roku na Off-Festivalu zwyczajnie przegapiłem Jego występ. Nie przestanę żałować dopóki nie zobaczę na żywo. Nadrobiłem częściowo natychmiast potem, w domu, słuchając z płyt. Olśnienie. Pod pseudonimem TMoE skrywa się facet ze Szwecji – Kristian Mattson. Śpiewa folkowe piosenki. Nic w tym nie byłoby dziwnego gdyby nie fakt, że ma głos jak młody Dylan, pisze GENIALNE piosenki, a w jego wersji języka angielskiego nawet rdzenni fani folku z południa USA nie dosłuchali się akcentu obcokrajowca. I facet sobie spokojnie koncertował w Stanach obok naprawdę wielkich „gwiazd” współczesnego folku. Jego głos i manierę albo się kocha albo trudno znieść. Naprawdę. Ja na szczęście jestem w tej pierwszej grupie J
Oczarowała mnie surowość pierwszych 2 albumów tego prze-zdolnego Szweda. Ale nowa płyta po prostu położyła mnie na łopatki. Genialna! Nieco delikatniejsza brzmieniowo, bardziej miękka, bardziej elektryczna… Przywodzi brzmieniowo na myśl wczesne dokonania duetu Simon i Garfunkel, ale i Dylana wciąż, w oczywisty sposób – Mattson nie ucieknie od specyficznego brzmienia swojego wokalu – i dzięki Bogu.
There’s No Leaving Now to zestaw pięknych folkowych piosenek – i pisząc „folkowych” mam na myśli „folkowych” – obecnie nadużywa się chyba nieco tego pojęcia w odniesieniu do różnej wymykającej się szufladkom muzyki, tworzonej w amerykańskiej tradycji akustycznego oszczędnego grania, z odpowiednimi korzeniami oczywiście (Dylan, Young, Byrds….etc).
Każda z nich to odrębna opowieść, odziana w przepiękne melodie. Uwielbiam ten lekko nerwowy, ale pełen uroku i fantazji (tudzież technicznej sprawności i wyobraźni) sposób, w jaki TMoE korzysta z gitary. I swojego głosu, podkręcając z pełną świadomością i tak trudną dla niektórych do zniesienia manierę.
Skosztujcie tego muzycznego dania, warto zaryzykować, bo może też traficie do pierwszej grupy.
Aha, Dzięki Piotrek za POLECENIE. For the rest of my life J


A tu zobaczcie i posłuchajcie Tallest Mana:




Cat Power - SUN




Cat Power – SUN
Matador, 2012


Trudna miłość. Tak równoważnikiem zdania określiłbym moje uczucia wobec tego albumu. Bardzo wyczekiwany. Absolutne uwielbienie dla Chan Marshall. Za wszystko. Przede wszystkim za muzykę, za głos, za osobowość. You Are Free, The Greatest… Genialne, autorskie albumy Chan, które ustawiły bardzo wysoko poprzeczkę oczekiwań dla kolejnej płyty. Nieco odsuwana premiera albumu podkręciła jedynie nastrój niecierpliwego oczekiwania. I głęboką troskę – czy podoła tej gorącej nadziei na kolejne objawienie. W końcu się ukazała - 4 września. Pierwsze słuchanie, niedobrze… Drugie, nie lepiej. Sporo dobrych fragmentów, ale tzw. wstrząsu nie było. Bardzo intensywnie szukałem tego czegoś na co oczekiwałem tak długo. W końcu znalazłem, ze słuchawkami na uszach, w okolicznościach przyrody, plus słońce… SUN J
Wyprodukowała (TAK, SAMA) całość, napisała wszystkie piosenki i przewróciła swój wizerunek do góry nogami. To zupełnie inna Cat Power. Współczesne brzmienie, często podkręcona elektroniką produkcja, zdecydowane rytmy (momentami rockowe, momentami zahaczające o hiphop), świetne niebanalne melodie, trudne teksty, i wnikające w głąb duszy piosenki – każda jako odrębna całość i wszystkie razem jako album.   A Ona sama - znów na życiowym zakręcie. Muzyka ratuje ją kolejny raz i pomaga przetrwać kryzys. Za każdym razem to genialne albumy. Niespotykana wrażliwość i żar.  Ale cena za tę piękną muzykę jest wysoka. 
Niespodzianką jest udział Iggy Popa w „Nothin But Time” – fantastyczny duet jego niskiego nietkniętego czasem głosu z chropawym, matowym, zmysłowym wokalem Chan… Ponadto genialny „Cherokee”, przebojowy „Ruin”… Jest naprawdę czego słuchać.
Odetchnąłem, serio…

Swietne wideo do Cherokee (Chan w blond…!!!):



Grizzly Bear - Shields



Grizzly Bear – Shields
2012, WARP

Pierwsza recenzja muzyczna na tym blogu. To pojadę z najgrubszego kalibru.
Wyobraźcie sobie, że ktoś postanowił nadać nowe życie niemodnym brzmieniom z lat 70-ych, w większości zapomnianym, zakopanym w dalekich kątach półek ze starymi winylami. Yes, Jethro Tull, Wishbone Ash… Te nazwy z archiwum MUZYKI przywodzi mi na myśl to, co robią panowie z Grizzly Bear. Z każdą następną płytą coraz doskonalej. Coraz lepiej i bardziej uzależniająco oddają ducha przeszłości. Nadają nowe znaczenie tamtym brzmieniom. Tworzą nową jakość, z szacunkiem dla przeszłości. Większość echa, jakie przywołują pochodzi z Wysp. A Grizzly Bear z Brooklynu (New York). Amerykański zespół, który brzmi cudownie brytyjsko. Niech Was nie zniechęca ten archaiczny kierunek skojarzeń. To melancholijny powrót do tradycji w absolutnie nowoczesnej formule.
Nowy album Grizzly Bear przy 3-cim słuchaniu powoduje u mnie stopień nasycenia przyjemności słuchania muzyki, jakie trafia się niezmiernie rzadko. Zdecydowanie, płyta zasługująca na miano albumu roku. Przywołując wspomniane brytyjskie skojarzenie – refleksja paradoksalna – gdybym chciał opisać komuś Nowy Jork w sposób zmysłowo-emocjonalny i pokazać, dlaczego tak bardzo kocham to miasto dałbym mu posłuchać „Shields”. Amerykańskie miasto w obrazach amerykańskiej grupy grającej po brytyjsku. Bez słów. Tylko muzyka. Oddaje ducha NYC w genialny sposób. Podobnie jak to miasto, otwiera poczucie nienasycenia światem, ludźmi, zapachami, dźwiękami i obrazami.
A idealnie byłoby pojechać metrem na Coney Island mając w uszach dźwięki z „Shields”… Duchem już tam jestem. Jeśli więc nie byliście w NY, bo brak Wam motywacji do takiej podróży, posłuchajcie tego albumu. Posłuchajcie go też, jeśli jesteście ciekawi jak brzmi genialny pop XXI wieku i jeśli kochacie muzykę, która potrafi wywołać zmysłowe spełnienie.




Makaron z kurkami - lasem zapachniało:) / Pasta with wild mushrooms

Ostatnio byłam w Krakowie w restauracji  "Mamma Mia". Czekając na zamówione przeze mnie danie przyjrzałam się potrawie przyniesionej przez kelnerkę do sąsiedniego stolika. Na talerzu był makaron (papardele) chyba ręcznie robiony w restauracji, o kolorze pastelowo żółłtym, z kurkami i grillowaną cukinią, posypany parmezanem. Wyglądał niesamowicie, a słońce wpadające przez restauracyjne okno podkreślało dodatkowo jego zjawiskowość. Przyznam, że sam makaron zrobił na mnie tak duże wrażenie, że zastanawiałam sie, czy nie zrobić go pierwszy raz w życiu samodzielnie. Kurki uwielbiam za smak, za kolor, za zapach i za skojarzenia z wakacjami :)
Pasta z kurkami mojego autorstwa to bardzo szybkie danie, idealne dla głodnej osoby, która wraca z pracy i zjadłaby coś prostego i smacznego.

Składniki dla 2 osób:
  • makaron papardele ( grube wstążki, najlepiej takie, które wyglądają na "mączyste") - połowa paczki
  • 1 cały ząbek czosnku, połowa cebuli czerwonej pokrojona w piórka
  • kilka kaparów dla smaku
  • ser twardy, ja dałam pecorino
  • 3 małe pomidorki pokrojone w "ósemki"
  • oliwa, sól, pieprz, natka pietruszki, koperek, 
  • serek kremowy lub odrobina śmietanki dodana dla aksamitności smaku
  • no i kurki -  ilość wg uznania, ja miałam ok.150 g
Obsmażamy 3 minuty na oliwie kurki (można dodać małą łyżeczkę masła - będzie smaczniesze), z czosnkiem  i cebulką. Po chwili wyjmujemy czosnek,  dodajemy pokrojone pomidorki, dodajemy kapary, zioła, serek i mamy już gotową potrawą dla osób na diecie. Osoby, które lubią makaron, dodają do tak przygotowanych kurek ugotowany makaron, mieszają na patelni i od razu podają do jedzenia. Dla smaku można dodać ser typu parmezan lub pecorino i sypnąć oregano. Smacznego.








wersja dla osób na diecie, lub dla osób, które wolą je zjeść z podpieczonym piewczywem zamiast makronu



Sałatka z grillowanego koziego sera, pomidorami / Salad with grilled goat's cheese, tomatoes

Kobieta po wizycie u fryzjera  jest albo zła albo w dobrym nastroju.  Ja miałam dzisiaj to szczęście, że byłam w radosnym nastroju. Pojechaliśmy po "fryzjerze" z W. (moim mężem) do sklepu,  ponieważ byliśmy bardzo głodni, a lodówka była pusta. Ja oglądałam jedzenie, mąż wina.
Przyjechaliśmy dosyć późno do domu, więc kolacja była bardzo szybka (sesja zdjęciowa jedzenia na potrzeby blogu była trochę dłuższa :)).  Muszę coś więcej napisać o winie, kupiliśmy je chyba za 13 zł w Biedronce, zaintrygowała  nas etykieta - rysunek kury na butelce. Na etykietach bywa kot (np. Gato Negro), czasem żaba, ale kury jeszcze nie widzieliśmy:). Wino smaczne - jestem przekonana, że niejeden "koneser", którego mamy wśród naszych znajomych dałby się nabrać na conajmniej 29,99.

Składniki sałatki:

  • pomidor malinowy
  • liście bazylii
  • ogórek gruntowy
  • czerwona cebulka
  • nieklarowana oliwa z oliwek, sól, pieprz
  • kozi ser zgrillowany  ( używam pateni)
Poukładałam tak, jak lubię. Nie miały znaczenia warstwy, jak w placuszkach z cukinii, gdzie ważne było, aby za jednym cięciem noża na widelcu nadziany był placuszek, mięso, podgrzybki i warzywa grillowe, aby poczuć smak potrawy, a nie poszczególnych składników.
Osobiście lubię, jak jedzenie "uśmiecha się " do mnie, więc zazwyczaj nie kroję składników na zbyt drobne kawałki.







etykieta trochę pobrudzona  winem :(

Baba ghanoush z sosem sezamowym


Trzy bakłażany układamy na blaszce do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy je około 30 minut, co jakiś czas obracając, aż cała ich skórka  prawie sczernieje. 
Bakłażany wyjmujemy z piekarnika, zostawiamy do wystygnięcia.


Siekamy drobno cebulę,  czosnek i zieloną  pietruszkę, a nasiona kuminu prażymy na mocno rozgrzanej patelni. Skórkę pomidora sparzamy wrzątkiem, obieramy ze skórki, pozbawiamy pestek, a miąższ kroimy w  średnią kostkę. 



Gdy bakłażany przestygną, obieramy je z przypalonej skórki. Następnie siekamy nożem na desce i dodajemy sos sezamowy. Dodajemy pomidora, cebulkę, czosnek, natkę pietruszki, kumin i wszystko razem dokładnie mieszamy. Przyprawiamy sokiem z cytryny, solą i  pieprzem.

Nasz sos sezamowy, zrobiliśmy w oparciu o gotowy sos sezamowy, mieszając go z jogurtem niesłodzonym, czosnkiem, cytryną, doprawiając solą i pieprzem wg uznania. Robiliśmy sos na wyczucie, bo zgubiliśmy przepis, który dostaliśmy od Piotrka.




Najlepsze smaki, nie do powtórzenia w Polsce


Nie myślałam, że powinnam robić zdjęcia potraw, które smakowały mi tak, jak nigdy nic wcześniej. 
Nie robiłam zdjęć, to był błąd, trudno. Mam jeszcze zdjęcia grillowanej ośmiorniczki z tawerny w Mochlos, położonego na Krecie - jak je znajdę, to dołączę do bloga. Pewne lokalne smaki są zarezerwowane dla danego miejsca. Ouzo nie smakuje w Polsce tak, jak w Grecji, owoce morza podobnie. Może, to co piszę jest nadęte, ale prawdziwe - Wakacje smakują zawsze inaczej niż dzień, jak co dzień.

Kalmary- Dubrownik


ośmiornica - Dubrownik

tawerna w Plaka, Kreta

tawerna w Plaka, Kreta


obiecane zdjęcie - grillowana ośmiorniczka, tawerna Mochlos - Kreta





piekarnia na Corfu w Pagi

Grand Canyon - jest tak pięknie, że zdjęcia nie mogą tego oddać






Droga do kanionu











rzeka Colorado jest  taka niepozorna





Joshua Tree - dreams come true

Park Narodowy Joshua Tree, to park narodowy położony w południowo-wschodniej części Kaliforni.  Nazwa parku pochodzi od charakterystycznych drzew Jouzego, a park znajduje znajduje się na terenie dwóch pustyńKolorado i Mojave. Do Joshua Park  dojechaliśmy jadąc z Los Angeles do Las Vegas, bardzo nam zależało, by zobaczyć słynne drzewa, które były inspiracją muzyczną  dla U2. Przeglądając album ze zdjęciami z naszej wycieczki stwierdzam, że zdjęcia z drzewami Jouzego  na tle błękitnego nieba okazały się najbardziej fotogeniczne z wszystkich i najbardziej nam podobały się. Przed chwilą obejrzałam teledysk Cat Power do bardzo energetycznej piosenki "Cherokee" z najnowszego Jej albumu "Sun" - drzewa Jouzego, też tam były.



tankujemy, ostania stacja beznzynowa przed Las Vegas



opuszczamy LA, jedziemy do Las Vegas, ale najpierw Joshua Tree



















Wydruk

Print Friendly and PDF

Kraków - blog kulinarny