BLOGERCHEF - konkurs kulinarny dla blogerów



Blogerchef – moja przygoda zaczęła się dla mnie fantastycznie – dostałam się do półfinału! 
Dzień przed konkursem pomyślałam - czy dam radę?  W dniu konkursu - czy nie dam plamy? 
Ale, to dopiero początek…



Idea

Blogerchef to konkurs, jakiego w Polsce nie było. Chwała organizatorom: Kasi Szatkowskiej  i Markowi Bielskiemu za pomysł i realizację.  Za to, że wielu  chętnych do uczestnictwa w tym konkursie musiało rozwinąć swoje zainteresowania i pogłębić wiedzę, by poznać bliżej kuchnię Europy, Azji i Ameryki. Poznać i użyć twórczej wyobraźni, aby swoimi potrawami przyciągnąć uwagę innych. Przy poszukiwaniach inspiracji do uczestnictwa w konkursie można (trzeba) było sporo się nauczyć, poznać nowe składniki i przyprawy typowe dla danej części świata, podpatrzeć , jak robią to inni, czasem lepiej, czasem inaczej, niż robimy i robiliśmy to sami. W przeciwieństwie do wielu konkursów ogłoszonych na FB, ten nie był na tzw. „lajki”, owszem publika FB miała szansę wybrać swojego półfinalistę, ale tylko jednego; pozostałych wybierało fachowe jury.
Oglądając Masterchefa obserwujemy produkcję telewizji  komercyjnej nastawioną na poprawę własnych statystyk oglądalności  poprzez  drażnienie, intrygowanie, rozśmieszanie widza często kosztem uczestnika, który speszony, zawstydzony próbuje ratować twarz. W Blogerchefie jest inny klimat, to Ty wymyślasz danie, które ugotujesz, gotujesz to co lubisz, nikt nie krytykuje Twoich umiejętności technicznych lub ich braku – kroisz i nie zastanawiasz się, jak trzymasz nóż w czasie krojenia i czy ruchy noża są płynne, niczym mistrza. Uwagi jury, a słyszałam ich sporo podczas dwóch półfinałów (IV i V) są konstruktywne, zwłaszcza, że miałam okazję próbować „krytykowanych” dań. Po otrzymanych uwagach każdy uczestnik konkursu robiąc to samo danie kolejny raz na pewno zrobi je lepiej.  Z jednej uwagi Mirka Drewniaka sama skorzystałam przygotowując swoje danie półfinałowe: na talerzu mogą być tylko składniki jadalne – np. krewetki zanurzone w sosie muszą mieć usunięty ogonek -  ważniejszy niż wygląd potrawy, jest komfort jedzenia.


Miejsce

Celem mojej wycieczki na półfinał była restauracja Dworek New Restaurant w Bielsku Białej. Mieszkam stosunkowo niedaleko, ale trochę czasu zajęło mi przeglądnięcie maps google zanim miałam pewność, że dotrę odpowiednią drogą i się nie spóźnię.  Gdy dotarłam na miejsce, od razu zwróciłam na niego uwagę – Dworek był widoczny z daleka, otoczony zielenią, wyróżniał się na tle sąsiednich budynków. Zdjęcia tego miejsca w internecie nie oddają jego realnej urody:  tradycja i nowoczesność,  stare mury i betonowe wykończenia, „sypiące się” stare  ściany i nowe szklane, dbałość o drobne niuanse dekoratorskie - to nadało mu oryginalności.  Gości przywitali organizatorzy Blogerchefa Kasia Szatkowska, Marek Bielski oraz gospodarz Mirek Drewniak. Zrobili to z uśmiechem i polską gościnnością, każdy miał szansę czuć się komfortowo, ważnym i oczekiwanym.















Warsztaty

Po prelekcji nt. Mięso QAFP ze znakiem „Sprawdzony drób” mieliśmy okazję uczestniczyć w prezentacji dań z woka oraz sushi. Mirek Drewniak energicznie przystąpił do wrzucania składników do woka. Widać było, że wie co robi, gdy w świetle jupiterów i kamer zwróconych w jego stronę tworzył swoje dzieło. Szczęśliwcy degustujący efekt finalny Jego zmagań byli zadowoleni. Publiczność głodna zdjęć i jedzenia wykorzystywała każdą okazję, by zaspokoić swój głód silnych bodźców i pusty żołądek.  Na oczach publiczności przygotował steki z indyka na maśle ghee, marynowane w mleczku kokosowym, filet z kurczaka w sosie teryaki, z curry, sokiem z limonki i nutą kolendry oraz drobiowe kotleciki w sezamie podawane na musie z melona, skropione emulsją z oleju sezamowego i sosu sojowego.










Następnym punktem planu było wspólne gotowanie, pomysł idealny. Sporo osób miało wielką radość uczestniczyć w kulinarnej zabawie. Składników nie brakowało, zwłaszcza tych o azjatyckim rodowodzie. Ja z niewiadomych powodów w tym dniu byłam lekko wycofana i mimo zachęt ze strony Marka nie miałam parcia do trzymania noża i uczestnictwa w tym szaleństwie kulinarnym. Mój stan lekko mnie przestraszył, bo trochę nie czułam się na siłach, aby publicznie gotować dnia następnego.




 Kolejnym punktem spotkania był pokaz sushi. Maciej Baniak, doświadczony sushi-master, opowiedział zebranym gościom o rodzajach tego popularnego japońskiego specjału i technikach jego przyrządzania.  Do przygotowania sushi wykorzystywał pyszne chrupiące kawałki smażonego w panierce panko kurczaka, oraz mnóstwo typowych dodatków warzywnych. Szansę na naukę przygotowania sushi mieli wszyscy, wykorzystała ją Klaudyna. 













W pierwszym dniu poznałam wiele osób, ale na jedną czekałam szczególnie. Lubię klimat Jej bloga, romantyczny styl, lekkość pióra i piękne zdjęcia - jest to Anna Maria  z Kucharni. Wracając do hotelu słuchałyśmy wspólnie i głośno Devendry Banharta. Muzyka jeszcze bardziej nas zbliżyła – był klimat.

Z całą ekipą BCH (blogerzy, goście, uczestnicy…) spędziliśmy długi wieczór popijając piwo w leśnym zaułku Bielska – była okazja poznać się, pogadać, pośmiać. Żałuję, że mimo krótkiego kontaktu wzrokowego i krótkiej wymiany zdań nie miałam okazji do wymiany wizytówek i dowiedzenia się „who is who” z wszystkimi osobami, które były gośćmi pierwszego dnia Konkursu Blogerchef–  apeluję więc  do bywalców V półfinału do „poznania” się na FB – będzie okazja to nadrobić  :).


Konkurs

Kuchnia  azjatycka- to ona opanowała  V półfinał  Blogerchefa.  By dostać się do finałowej ósemki trzeba było być twardym, zapomnieć o stekach, tartach, szparagach i czekoladzie.

Imbir, kardamon, goździki, sezam, trawa cytrynowa, szafran, liście kaffir, chilli, curry, sos teriyaki - te składniki opanowały dwa dni azjatyckiego melanżu. Marzę o podróży do Tajlandii i Kambodży, w myślach byłam tam już nie raz, do podróży przygotowuję się już kilka lat, przeglądam zdjęcia i przewodniki…  
Dzięki temu półfinałowi sporo czytałam i wiem na pewno, że jeszcze bardziej pokocham te smaki. Wiem też, że sporo muszę się jeszcze  nauczyć – najlepsza lekcja gotowania to warsztaty, wizyty w polecanych restauracjach lub kolacja u znajomych, którzy wiedzą, do czego służy kuchnia.

W dzień konkursu,  nie będę ukrywać, miałam tremę. Rozmawiając przy śniadaniu z Basią, Natalią i Kingą z Kenwooda czułam lekkie obawy, że nie dam rady, że chaos mnie opęta i jak zwykle nie dosolę (moja cecha szczególna) - Bartek , ta uwaga nie jest do Ciebie  :)

Zaczęło się od losowania, nikt nie chce gotować pierwszy…  Oczywiście w wyniku losowania ja i Joanna byłyśmy tymi wybrańcami losu :)




Po losowaniu był test z wiedzy o kuchni azjatyckiej – test był bardzo trudny, trzeba by  sporo lektur przeczytać i podróży po Azji odbyć, by mieć satysfakcję z perfekcyjnego rozwiązania testu. Ta satysfakcja nie była mi dana, ale po rozmowach z innymi uczestnikami okazało się, że w tym odczuciu  nie byłam osamotniona :)




Miałam wielką przyjemność poznać i gotować z Uczestnikami konkursu, autorami  blogów:



Aby dostać się do półfinału wysłałam swoje propozycje konkursowe, które w czasie konkursu z moją drużyną gotowaliśmy:







Te potrawy  to moje smaki, ale po obejrzeniu kilku odcinków programu „Ugotowani” wiem, że nie wszystko każdemu smakuje -  dla jednej osoby ciasto może być zbyt słodkie, dla innej to samo niedosłodzone.  Jestem uważnym słuchaczem i wiem co mogę teraz lepiej zrobić. Długa cisza przy ocenie moich potraw była dla mnie zbyt długa. Może tylko tak mi się wydawało, ale okazało się, że jest dobrze. Smak, aranżacja i temperatura  dania były głównymi kryteriami przy ocenie potraw. Egzamin zdałam, mogłam dalej pracować  pod przewodnictwem innych Blogerów w przygotowywaniu kolejnych potraw.







Miałam świetny zespół: Bernadetę, Anię i Bartka – mocny zespół. Od pierwszej sekundy współpraca zadziałała mimo, że chwilę wcześniej byliśmy lekko nieprzytomni, niewyspani, z deficytem kofeiny.
Bernadeta, Ania i Bartek – jeszcze raz dziękuję Wam za luz, koleżeństwo, współpracę i uśmiech. Mam nadzieję, że będzie okazja spotkać się raz jeszcze, pogadać :)





Gotowanie to jak jazda samochodem – dobry kierowca wsiądzie do każdego samochodu i pojedzie. Pracowałam w czterech różnych zespołach i każdy był dobrze zorganizowany. W Ogrodzieńcu było świetnie, ale byłam tam obserwatorem, który czerpał przyjemność z rozmów, smakowania, poznawania nowych osób i ocenianych dań. W Bielsku pojawiła się chemia, której towarzyszą emocje, zabawa, ciekawość wynikająca z aktywnej pracy i interakcji w pracującym zespole. Publiczność była wspaniała, chętna do podjadania, blogerzy chętni do częstowania swoim potrawami.






Ktoś powie - to tylko gotowanie, ale wszyscy wiedzą, że nie tylko o gotowanie chodzi. Zamknij się sam w kuchni  i ugotuj coś pysznego tak, że aż kubki smakowe rozwala i  zjedz to sam, ze świadomością, że nie masz koło siebie nikogo komu mógłbyś powiedzieć , jakie to wyjątkowe i  jak jest Ci z tym dobrze. Hm, teraz wiem, gdzie jest m.in. źródło  blogowania kulinarnego – swój swojego znajdzie, choćby a może zwłaszcza w internecie :)













Po konkursie miałam okazję uczestniczyć w degustacji win i smoothies przyrządzonych przez barmana – Pana Darka. Feria smaków i kolorów dopełniła sobotni dzień lekkim rozluźnieniem i relaksem.












Dziękuję za udział w programie organizatorom – Kasi Szatkowskiej i Markowi Bielskiemu, jury w składzie Mirek Drewniak, Tomasz Żmuda i Dominik Kloc ( pseudonim Ryba, szef kuchni w Dworek New Restaurant). Chcę podziękować Basi, Kindze i Natalii z Kenwooda, które dbały perfekcyjnie o uczestników podczas gotowania, oraz Waldkowi z Jana Niezbędnego za kibicowanie i za puszkę zimnego piwa na wieczornej imprezie, do której nie przygotowałam się :)







Jeśli pojawi się druga edycja tego konkursu, to zachęcam Blogerów kulinarnych do udziału w konkursie, do wspólnej zabawy, zwłaszcza tych, którzy gotują w zaciszu własnej kuchni i chcą poznać innych pasjonatów gotowania :)

ps. zdjęcia w większości są autorstwa Blogerchefa






23 komentarze:

  1. Z przyjemnością przeczytałam relację :) Gosiu, fantastyczna przygoda, bardzo cieszę, że udało Ci się zajść tak daleko :) Trzymam za Ciebie kciuki w kolejnym etapie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniała przygoda, ciekawe doświadczenia i możliwość poznania nowych ludzi :) zazdroszczę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo nie zazdrość, tylko startuj przy następnej edycji :)

      Usuń
  3. I ja trzymam kciuki - Joanna, nie Jola ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja trzymam kciuki - Joanna, nie Jola ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała relacja godna finalistki:-)) Brawo :-)! Jestem z Tobą w dalszych eliminacjach:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś wspaniała! Jak dla mnie, to rewelacyjny z Ciebie BC, i na pewno kiedyś ktoś to nagrodzi nagrodą główną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na główna nie liczyłabym, ale piate miejsce mam zagwarantowane :)

      Usuń
  7. Świetna relacja z BC. Życzę powodzenia w dalszym gotowaniu i podróży do Azji :)

    OdpowiedzUsuń
  8. świetna relacja .. czuję się jakbym tam była .. dzięki !

    OdpowiedzUsuń
  9. Znakomite potrawy kuchni azjatyckiej, a deser z mango - wygląda przepysznie. Powodzenia w pichceniu i serdecznie zapraszamy do baśniowej Tajlandii, może nam czasem podrzucisz jakiś przepis?:) Fani będą zachwyceni! https://www.facebook.com/basniowatajlandia

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawa relacja. Zazdraszczam odwagi, ja sie nigdy nie zdobędę na taki konkurs chociaż wyobrażam sobie, że może to być fajne przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie taki diabeł straszny... :) to tak , jak nasze warsztaty, tylko czyja szpajza jest ładniejsza :)

      Usuń
  11. Gosiu! To było wspaniałe spotkanie! Wiele chwil do zapamiętania na zawsze! Dziękuję Ci:) Już wyczekuję kolejnego.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja tak strasznie żałuję... bo nie udało mi się spróbować Twojego deseru!! :( Cieszę się, że mogłyśmy się poznać i trzymam kciuki w finale :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem pod wielkim wrażeniem. ZAWSZE BYŁAŚ FANTASTYCZNA!!! pozdrawiam. ch_asia

    OdpowiedzUsuń

Wydruk

Print Friendly and PDF

Kraków - blog kulinarny