Restauracja Wodna Wieża w Pszczynie - recenzja



W niedzielne popołudnie odwiedziłam restaurację Wodna Wieża Steampunk w Pszczynie. Nie przypuszczałam, że w pobliskiej niewielkiej Pszczynie może znajdować się restauracja, która jest lub niedługo będzie bardzo modnym adresem  na mapie gastronomicznej Polski. Pszczyna leży na trasie  górskich wojaży weekendowych mieszkańców Śląska, ale i sama stanowi atrakcję historyczno-rekreacyjną dla wielu osób (kompleks parkowo-pałacowy). Zwykle miejsca, w których jadam nie są  przypadkowe, zawsze zbieram informacje o serwowowanych daniach, o charakterze samego lokalu. W przypadku Wodnej Wieży pomocna była strona internetowa restauracji, z której dowiedzialam się, że inspiracją właścicieli lokalu był świat fanatastyki naukowej z czasów epoki wiktoriańskiej.


Oryginalna nazwa lokalu wzbudza zainteresowanie, ze strony internetowej restauracji dowiedziałam się, iż steampunk to nurt fantastyki nawiązujący do korzeni science fiction, do czasów wiktoriańskiego wieku pary, rewolucji przemysłowej czy gotyckiego horroru. To obraz dziedzictwa czasu dynamicznego rozwoju technologicznego, widziany z perspektywy współczesności. Steampunkowa twórczość powołuje dzisiaj do życia to, czego Juliusz Verne, Herbert George Wells czy Mark Twain nie zdążyli zobaczyć jako realizacji swoich fantastycznych wizji. Miłośnicy steampunku, choć nie mogą znaleźć się na pokładzie podwodnego statku kapitana Nemo, prezentują swoje wizje we własnych wynalazkach, steampunkowych adaptacjach przedmiotów codziennego użytku, kostiumach, utworach literackich, rysunkach. 



Niesamowite pierwsze wrażenie wywołuje umiejscowienie restauracji tj. na najwyższym poziomie 40-metrowej Wodnej Wieży. Miłym zaskoczeniem jest, że wszystkie stoliki w restauracji znajdują się przy oknie z widokiem na odległa panoramę. Fotele przypominające krzesła dentystyczne z XIX wieku, lampy ze świecącymi spiralami, ruchome trybiki zabudowane pod szklaną taflą stołowych blatów - to efekt pasji i fascynacji steampunkiem wiernie odwzorowanym we wnętrzach Wodnej Wieży. Historyczna inspiracja  sprawiła jednak, że osobie o słabszej kondycji trudno zasiąść do stołu, aby   przesunąć krzesło trzeba użyć naprawdę sporej siły. Nie byłam sama, więc daliśmy jakoś radę. Warto byłoby jednak, w przypadku kobiet w ciąży i osób starszych, aby obsługa pomagała przy zasiadaniu do stołu.


W oczekiwaniu na pierwsze danie obserwowałam z okna wieży okolicę Pszczyny, oraz szczegóły tworzące klimat restauracji. Każdy detal wykonany jest z dbałością o szczegóły i jakość. Serwowanym daniem, które miałam jeść było menu degustacyjne  składające się z 5 dań ( cena 120 zł), które w rzeczywistości okazało się  być ośmiodaniowe.



 Degustację zaczęłam od "ponadprogramowego" startera, który jest miłym gestem ze strony "kuchni", były to mianowicie plasterki świeżego tuńczyka 

1. Pescaccio z tuńczyka, liofilizowana aronia, puder cytrynowy,ocet balsamiczny podane z bagietką i małymi bułeczkami z masłem waniliowo-cytrynowym.  Masło w temperaturze pokojowej idealnie rozsmarowywało się na chrupiących i jeszcze ciepłych małych bułeczkach. Estetyka podania dania, jak widać na poniższym zdjęciu jest idealna. W pierwszej chwili pomyślałam, że brakuje mi oliwy do polania ryby, ale smak masła na bagietce sprawił, że oliwa jest niepotrzebna. Ciekawym rozwiązaniem zamiast soku z cytryny lub kawałka cytryny było posypanie tuńczyka pudrem o smaku cytrynowym. 








 2. Parfait z Foie Gras, podany na brioche, konfitura z szalotek, sos pomarańczowy, kawior z soku żurawinowego, puder z aronii. Talerz z podaną przystawką zaskoczył mnie kolorami, przypominał paletę malarską z farbami różnego rodzaju i kolorów. Takie też były smaki, jedzenie tego dania skojarzyło mi się z zabawą w poszukiwanie mnóstwa  smaków zlokalizowanych na jednym talerzu. Zaskakująco na talerzu wyglądał kawior z soku żurawinowego położony na  parfait o bardzo delikatnym smaku z Foie Gras. Konfitura z szalotek przygotowana na czerwonym winie była smaczna. Tylko jedna rzecz mi trochę zakłócała harmonię smaków tego dania, mianowicie zbyt słodki smak brioszki, która w połączeniu z delikatnym musem z  Foie Gras, była trochę nijaka w smaku - dobrze, że towarzyszył  temu  mocniejszy smak konfitury.














 3. Smażone grzyby shitake , piana z sera cheddar, suszone grzyby shitake, liofilizowana aronia polana  kremem z borowików. Szkoda, że poniższe zdjęcie nie pokazuje wykwintności serwowanej zupy. Na talerzu otrzymujemy smażone grzyby shitake, kiełki, pianę z sera, liofiliowaną aronię, to wszystko jest idealnie eksponowane na talerzu. Kelner daje nam czas na przyjrzenie się tej kompozycji, po czym przy nas nalewa gorący krem z borowików. Krem był  idealny smakowo, a konsystencja zupy była idealnie gładka i kremowa. Pyszna !





 4. Dorsz sous vide, consomme grzybowe, warzywa, piana imbirowa, grzyby Nameko. Jak wszystkie dania tak i ryba była idealnie podana. Smak ryby delikatny, nie stłumiony przyprawami. Metoda sous vide sprzyja podkreślaniu smaku gotowanego składnika, oczywiście, jeśli jest on dobrej jakości. 









 5. Sorbet o smaku limonki, mięty i jabłka podana w naczyniu z suchym lodem - kolejna miła niespodzianka, bo sorbet ten jest daniem spoza serwowanego menu, intencją jego podania było oczyszczenie kubków smakowych po daniu rybnym. Na zdjęciu widać efektowne podanie jednej gałki sorbetu - suchy lód parując sprawiał, że całość wyglądała bardzo futurystycznie. Smak sorbetu był bardzo orzeźwiający i  intensywny.



 6. Gęś sous vide, dynia z imbirem, buraki, sos śliwkowy VSC, kostki dyni z chilli i kolendrą, puder ze słonecznika - gęś została przyrządzona tak, jak lubię, czyli mięso było soczyste i nie tłuste. Miłym zaskoczeniem był dla  mnie ciepły puder ze słonecznika, bardzo smaczny. Danie jak widać ładnie podane, ale smaku kremu grzybowego nie przebiło.









7. Crème brûlée, sałatka z cytrusów w postaci risotta z owoców zamrożonych ciekłym azotem, piasek z aronii limonki, kwiat ogórecznika - Crème brûlée  jest rewelacyjny, natomiast risotto owocowe stanowiło prezentację techniki kulinarnej, lekko kwaskowe, ładnie podane, ale bez rewelacji smakowych.












 8. Pralina czekoladowa z musem ananasowo-jagodowym na liofilizowanym jogurcie- ten deser, to sporej wielkości kula czekoladowa wypełniona przepysznym musem owocowym, przepyszna - genialne połączenie smaku czekolady ze słodko kwaśnym nadzieniem o intensywnym smaku owoców.








Podsumowując - byłam zadowolona  z serwowanych smaków na talerzach, z możliwości ujrzenia i degustowania znanych mi smaków w całkowicie innej formie i strukturze. Dania były bardzo estetycznie i nowocześnie podane, obsługa wyczerpująco odpowiadała na stawiane pytania, jak też szczegółowo przedstawiała serwowane danie i wyjaśniała jaką techniką było przyrządzone. Lokalizację restauracji na szczycie 40 metrowej wieży uważam za strzał w dziesiątkę. Jedzenie mi smakowało, najlepiej smakowo oceniam krem grzybowy, crème brûlée i pralinę czekoladową z musem ananasowo-jagodowym. Wybór dania degustacyjnego uważam za udany, uważam jednak, że kilkakrotne sięganie po smaki menu degustacyjnego byłoby wg mnie nieporozumieniem, z uwagi na brak efektu niespodzianki i zaskoczenia, który towarzyszył mi podczas jedzenia go po raz pierwszy. Dobrze byłoby, aby restauracja serwując menu degustacyjne przekazała gościom również szczegóły dot. menu w wersji papierowej, ponieważ nie wszystko zapamiętamy i nie wszystkie smaki skojarzymy, a smak danego składnika inaczej wygląda niż mamy jego wyobrażenie - kelner zabiera kartę z menu po złożeniu zamówienia, ja na szczęście robiłam sobie notatki :)



2 komentarze:

  1. na szczęście menu degustacyjne zmienia się co jakiś czas i znów można zrobić sobie małą niespodziankę

    polecam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli lubisz amerykańską kuchnię to musisz koniecznie spróbować, jak smakują steki we Wrocławiu - to prawdziwe mistrzostwo świata. Nigdy nie jadłem czegoś podobnego. Chodzi mi konkretnie o restauracje Road American - warto zwrócić uwagę na to, co mają w menu - każdy znajdzie coś dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń

Wydruk

Print Friendly and PDF

Kraków - blog kulinarny