Panforte, to nieodłączny widok wszystkich cukierni w Toskanii, występuje w kilku wersjach: bardzo ciemnej (kakaowej), ciemnej (bez kakao, lub w niewielkiej ilości) i białej (upudrowane cukrem). Smakuje jak piernik, ponieważ ma mnóstwo przypraw, czuć wyraźnie smak miodu, no i jest w nim bardzo dużo bakalii. Można powiedzieć, że są przede wszystkim bakalie połączone syropem miodowo-cukrowym. Zostało mi sporo bakalii, a upieczenie ciasta Panforte to idealny sposób na ich wykorzystanie. Im dłużej ciasto leży w zamkniętym pojemniku tym jest lepsze i miększe. Ciasto jest bardzo kaloryczne, ale wystarczy cienki plasterek Panforte, aby zaspokoić głód słodyczy. Panforte wbrew pozorom jest dosyć czasochłonne, ale warto ten czas poświęcić, aby później cieszyć się bogactwem smaków, które uwalniają się stopniowo w czasie jedzenia, są w nim smaki słodkie i gorzkie, ciasto jest jednocześnie twarde i miękkie.
Pozdrowienia z Toskanii: zajrzyj tutaj
Pozdrowienia z Toskanii: zajrzyj tutaj
Składniki:
Zacznę od tego, że ilość poszczególnych bakalii, to kwestia umowna. Ja dałam te bakalie, które posiadałam, również ich ilość była przypadkowa, wykorzystałam to co miałam na stanie mojej kuchni.
- 3/4 szklanki orzechów włoskich (wielkość: maksymalnie ćwiartka orzechu, starałam się, aby nie były to małe kawałki)
- 3/4 szklanki całych migdałów (nie kroiłam ich na mniejsze kawałki)
- szklanka rodzynek
- suszone morele: 50 gram - tniemy na paseczki
- skórka pomarańczowa kandyzowana - 100 gram
- suszone figi- 120 gram - tniemy na paseczki
- daktyle - kilka sztuk - tniemy na paseczki
- kakao - 2 płaskie łyżki
- 3/4 szklanki mąki
- 3/4 szklanki miodu
- 3/4 szklanki cukru
- 1 czubata łyżeczka startego świeżego imbiru
- płaska łyżeczka cynamonu
- 1/4 łyżeczki ziarnistego pieprzu, kolendry, kilka goździków, 3 kulki ziela angielskiego zmiażdżone razem w moździerzu.
Sposób przygotowania:
- migdały i orzechy przez minutę gotujemy we wrzątku, odcedzamy,zdejmujemy łupinki z migdałów
- całe migdały i orzechy prażymy na rozgrzanej patelni teflonowej przez kilka minut
- rodzynki przez minutę gotujemy we wrzątku, odcedzamy
- nagrzewamy piekarnik do 150 stopni
- łączymy wszystkie składniki (z wyj. miodu i cukru), mieszamy dokładnie
- w garnku podgrzewamy cukier i miód, aż powstanie gładki syrop. Od momentu zagotowania, utrzymujemy ten stan przez 15-20 sekund, zdejmujemy garnek z ognia, dodajemy zmieszane suche składniki i szybko mieszamy całość i od razu przenosimy ciasto do formy wyłożonej pergaminem. Ten moment jest najtrudniejszy, ponieważ masa bardzo szybko tężeje i traci elastyczność i z każdą chwilą jest trudniej rozłożyć ciasto w formie
- pieczemy ok. 40 minut
Smacznego :)
Uwielbiam to ciasto, chociaż w tym roku panpepato miało przewagę. Upiekę je na narty i będziemy odgryzać kawałki skonani po szaleńczej jeździe.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie :) Po sprawdzeniu w przepisach, to prawie nie ma różnicy, składniki są identyczne jesli się nie mylę...
OdpowiedzUsuńprzypomnienie przepisu : jadę na narty, więc biorę bakaliowce z sobą w miniaturze, czyli w formie ciasteczek :)
OdpowiedzUsuńależ szaleństwo dla podniebienia...tak apetycznie wygląda,że skusiłaś,aby to zrobić
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
Mam ochotę upiec to ciasto na święta:-)
OdpowiedzUsuńDzis upieklam. Naprawde dobre, wysoce energetyczne i pozywne. Niekoniecznie jako ciastko do kway, raczej jako przekaska po wysilku fizycznym.
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda bajecznie! Już wiem co będę robić na weekendzie :) dzięki za ten przepis. Takie ciasto można jeść bez przerwy, przecież to samo zdrowie! Oby moje wyrosło równie pięknie :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy przepis. Ciasto wygląda przepysznie
OdpowiedzUsuń