Kobieta po wizycie u fryzjera jest albo zła albo w dobrym nastroju. Ja miałam dzisiaj to szczęście, że byłam w radosnym nastroju. Pojechaliśmy po "fryzjerze" z W. (moim mężem) do sklepu, ponieważ byliśmy bardzo głodni, a lodówka była pusta. Ja oglądałam jedzenie, mąż wina.
Przyjechaliśmy dosyć późno do domu, więc kolacja była bardzo szybka (sesja zdjęciowa jedzenia na potrzeby blogu była trochę dłuższa :)). Muszę coś więcej napisać o winie, kupiliśmy je chyba za 13 zł w Biedronce, zaintrygowała nas etykieta - rysunek kury na butelce. Na etykietach bywa kot (np. Gato Negro), czasem żaba, ale kury jeszcze nie widzieliśmy:). Wino smaczne - jestem przekonana, że niejeden "koneser", którego mamy wśród naszych znajomych dałby się nabrać na conajmniej 29,99.
Składniki sałatki:
- pomidor malinowy
- liście bazylii
- ogórek gruntowy
- czerwona cebulka
- nieklarowana oliwa z oliwek, sól, pieprz
- kozi ser zgrillowany ( używam pateni)
Poukładałam tak, jak lubię. Nie miały znaczenia warstwy, jak w placuszkach z cukinii, gdzie ważne było, aby za jednym cięciem noża na widelcu nadziany był placuszek, mięso, podgrzybki i warzywa grillowe, aby poczuć smak potrawy, a nie poszczególnych składników.
Osobiście lubię, jak jedzenie "uśmiecha się " do mnie, więc zazwyczaj nie kroję składników na zbyt drobne kawałki.
etykieta trochę pobrudzona winem :( |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz